Dzień siódmy - Braszów - Shigishoara - 5 lipca 2014

Dziś szybko opuszczamy hotel, bo pociąg mamy we wczesnych godzinach rannych. Chcemy pojechac do Sigishoary pociągiem, bo został nam już tylko jeden dzień do powrotu, a kilometrów sporo i to przez mało ciekawy krajobraz. Na stacji okazuje się, że nie bardzo możemy pojechać porannym pociągiem z rowerami, mimo że dzień wcześniej zapewniano nas, że nie będzie problemu. Kolejny pociąg tzw. osobowy mamy dopiero koło 14.00. Od razu kupujemy bilety i wracamy do miasta, żeby jeszcze skorzystać z jego uroków. Pogodę mamy przepiękną, zdjęcia wychodzą cudnie.







Po przyjeździe na stację idziemy na wyznaczony peron. Pociąg osobowy wygląda dość wiekowo. Nasze rowery z bagażami zostają upchane w korytarzu. Miejscowe łobuziaki robia sobie z nami zdjęcia, albo właściwie my z nimi? Początkowo siedzimy na korytarzu z rowerami, gdyż wagon jest pełen ludzi. Razem z nami jedzie również konduktor, który zna trochę słów po polsku. Rozmawiamy z nim o jego pracy, trochę o Rumunii, trochę o Polsce. Jest wesoło. Po kilkudziesięciu kilometrach wagon robi się zupełnie pusty, więc przenosimy się tam razem z konduktorem. Po kilku godzinach jazdy docieramy do Sigishoary. To małe miasteczko nazywane jest Perłą Transylwanii., a średniowieczne wzgórze zamkowe wokół którego znajduje sie przepiekna, otoczona murami starówka zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Drugim przyciągającym uwagę obiektem jest górująca nad starówką Wieża Zegarowa. Nieopodal wieży znajduje się dom Drakuli.
Na otoczonym kamieniczkami ryneczku zamawiamy obiad. Ja zamawiam słynna mamałygę, czyli kaszę kukurydzianą z dodatkami, w tym przypadku jest to ser owczy i kawałki boczku, nieco tłuste, ale smaczne. Po obiedzie spacerujemy uliczkami starówki.







powrót