powrót


      Pociąg jedzie plażą, wiec za oknami mamy tylko morze, zaś po drugiej stronie wspina się stok pokryty czerwonymi, niezidentyfikowanymi kwiatami, które bez nazwy tez są piękne (przyp. biologa). I tak gnamy. Stwierdzam że muszę zrobić zdjęcie. Ale żeby to jakoś wyglądało, staję okrakiem na dwóch siedzeniach, proszę Aśkę, żeby mnie trzymała, faceci mają się uśmiechać, a za oknem ma być morze. Chyba się zaczęła stacja, bo morze za oknem jest, choć właśnie zniknęło za murkiem. Do tego ja zaczęłam spadać, Aśka mnie nie utrzymała i zachwiałam się dziwnie zwracając jednocześnie uwagę całego pociągu, a przynajmniej tych, którzy zaczęli mi klaskać. Przemek zalewa się ze mnie, co widać na zdjęciu, które wreszcie udaje mi się zrobić, choć ten murek nie dodaje temu zdjęciu uroku.



      W końcu jesteśmy w Bray. Moje welury doszły już do etapu wielkich dziur na podeszwie. Teraz czuje to wyraznie, bo deszczówka wali drzwiami i oknami prawie i wsiąka sobie w moje suche do niedawna skarpetki. Ale kto by się przejmował. Leje jak z cebra, jest mokro, ale to przecież Irlandia. Na stacji czeka na nas siostra Barrego, ładujemy się szybko do Opla i jedziemy dalej na południe. Po drodze mijamy Sugar Loaf, górę, która otrzymała taką nazwę właśnie dlatego, że przypomina regularną kupę niekoniecznie cukru, w każdym bądz razie jakiegoś sypkiego produktu, pewnie dla osłody wybrano dla niej cukier... Przez szyby samochodu widzimy lasy, widok tak nieczęsty w Anglii. Przypomina to wszystko trochę Polskę. Dojeżdżamy do Ashford, gdzie mieszkają rodzice Barrego. Skręcamy na małym rondzie i pniemy się ulicą w górę, niespodziewanie skręcamy tam gdzie stoi tabliczka z napisem ''plants for sale'', placyk otoczony jest palmami, a w tle widoczny jest domek. Wyładowujemy się z samochodu.
Wchodzimy. Rodzice Barrego witają nas serdecznie i ciepło, od razu dostajemy pokoje, w których będziemy nocować i zostajemy zaproszeni na kolację, na której zajadamy się przepysznym chlebem i pieczonymi kiełbaskami. Rodzice Barrego interesują się sytuacją polityczną na świecie i nie tylko, zadają więc wiele pytań. Mama Barrego to bardzo energiczna i mądra kobieta. Tata jest bardzo wesoły, choć nie tak żywy, szkoda ze mamy trudności ze zrozumieniem go. Rodzina Barrego jest bardzo miła.
      Ten wieczór mija szybko, nie możemy doczekać się następnego dnia, który odkryje przed nami trochę więcej pięknej Irlandii.

poprzednie
następne