dzień drugi - niedziela - 17 czerwiec 2001
Rano wstajemy i idziemy do kościoła z mamą Barrego. Wpierw zjadamy pyszne śniadanie
składające się z płatków i mleka...
Po powrocie z kościoła Barry pokazuje nam swój ogród, który dla mnie natychmiast staje się tym Tajemniczym Ogrodem z
pnącymi się krzewami, bogactwem kwiatów i zagubionymi w gęstwinie ścieżynkami. W szklarni najadamy się
truskawkami i ruszamy za Barrym w głąb ogrodu. Gęstwina kończy się drabinką schodzącą na pole.
Pole jest już tylko polem, brniemy przez gęstą trawę w kierunku pobliskiego zagajnika. Tam płynie rzeka.
Rzucamy do niej kamieniami a ona w odpowiedzi pluszcze...(co za zdanie!!!). Nie obyło się oczywiście bez
zmoczenia niektórych butów...
|
|
Po powrocie z nad rzeki i po przebraniu niektórych butów ruszamy na spacer.
Do Devil's Glen (glen w Irlandii
to tyle co valley w Anglii). Po minięciu ostatnich ''chat'' Ashford, docieramy do mostu, pod którym płynie rdzawa
rzeka. Potem bezceremonialnie przechodzimy przez płotek z napisem ''private'' (pstryk) i trafiamy do lasu.
Las ten niewiele różni się od naszych, tyle że pnie świerkowe porośnięte są przez bluszcz. Poza tym znajduję języcznika, paprotkę
chronioną w naszym kraju. Wzdłuż drogi rosną naparstnice, nieczęste u nas. To straszne (z nazwy) Devil's Glen
okazuje się być uroczym jeziorkiem upstrzonym parą łabędzi i jednym brzydkim kaczątkiem, które zbliżają się
właśnie do nas po jakieś smakołyki, pstryk.
|