powrót

Jeżdżenie rowerem w Wielkiej Brytanii jest dużą przyjemnością (pomijam kwestię wzniesień:). Dla rowerzystów przygotowano bardzo dużo ścieżek rowerowych, nieraz biegnących z dala od ulicy, w milusich zagajnikach. Mam wrażenie, że w tym kraju jazda na rowerze jest mocno promowana. Zaleca się jeżdżenie w kasku.

Nie jest problemem jeżdżenie po ulicach (oczywiście po lewej stronie!:) Kierowcy uprzejmie omijają rowerzystów szerokim łukiem. Ba, wyobraźcie sobie taką sytuację: ruch wahadłowy, pod górę, jadę rowerem jako pierwsza, za mną sznur samochodów... W naszym kraju mozna by się spodziewac albo dźwięku klaksonów albo przeciskania się samochodów przed rower. A tam - nie! Jakbym nie zjeżdzała do krawędzi drogi, kierowcy woleli jechac za mną w ślimaczym tempie:)) I ani deka złości. Uśmiechnięci robotnicy drogowi jeszcze mnie zagrzewali do walki o kolejne metry pod górę!:)))

Rowery można przewozic pociągiem i nic to nie kosztuje. Jedynie troche szarpaniny, bo w pociągu należy rower umieścic w przygotowanym do tego miejscu, które często jest maleńką kabinką, mieszczącą tylko jeden rower, rowerzysta już nie wchodzi (nawet jeśli chce tylko ustawic sobie kierownicę). Podobno trzeba wcześniej bookowac miejsce w pociągu na rower, ale ja nie miałam żadnych problemów z przewozem. Ostrzegam przed złodziejami - mój licznik z ponad 200 walijskimi kilometrami skradziono... nawet nie mam jak udokumentowac ile przejechałam...:)