dzień drugi - 4 grudnia 2014
Jezioro Soria i niekończące się zakręty






W dniu dzisiejszym naszym celem jest miasteczko La Aldea de San Nicolas położone na zachodnim wybrzeżu wyspy. Po drodze chcemy zobaczyć sztuczne jezioro Soria, położone malowniczo wśród palm na wysokości ok. 650 m n.p.m. Rano, przed złożeniem namiotu zajadamy pyszne kanapki złożone z kanaryjskich bułek i polskiej konserwy z dodatkiem zakupionych u właściciela kempingu pomidorów. Do tego kawusia. Zbieramy się. Przed wyjazdem robię jeszcze zdjęcie świetnej mapy rowerowej z zaznaczonymi głównymi trasami rowerowymi na wyspie oraz profilami każdej z nich. Ruszamy trasą oznaczoną na tej mapie.


W pewnym miejscu natrafiamy na znak który informuje o nachyleniu drogi. W tym przypadku średnie nachylenie wynosi 7,7%, a maksymalne 14%. Trasa pnie się serpentynami w górę. Spotykamy sporo rowerzystów, ale jesteśmy jedynymi, którzy zdecydowali się na jazdę z sakwami. Rozmawiam chwile z młodym Niemcem, który wybrał się ta samą drogą na nartorolkach. Pytam go czy również zjeżdża na nich, jednak przyznaje, że byłoby to samobójstwo. Widoki są piękne.




Na poboczu gdzieniegdzie wyrastają kaktusy, a w wyższych partiach gór - sosna kanaryjska. Po kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do tamy i zbiornika Soria. Okazuje się, że o tej porze roku jest w nim mało wody, w związku z czym nie wygląda tak imponująco jak w przewodniku.





Przy jeziorze asfalt kończy się i zaczyna kamienista droga prowadząca w górę, w związku z czym, mimo pierwotnych planów rezygnujemy z przeprawy tą trasą, nie chcemy ryzykować uszkodzenia obręczy kół, dodatkowo obciążonych sakwami. Za to urządzamy sobie fajny piknik wśród malowniczych skałek, gotujemy zupki. Następnie wracamy do miejscowości El Barranquillo Andres, gdzie znajduje się rozjazd prowadzący do miasteczka Mogan. Od samego początku wąska droga pnie się niemal cały czas ostro w górę. Nie ma tu zbyt wielu rowerzystów a mijane samochody to typowe terenówki. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów wjeżdżamy na wysokość ok. 900 m n.p.m.



Koło małego jeziorka zatrzymujemy się na chwilę, żeby zrobić kilka pamiątkowych fotek. Od tego miejsca zaczyna się przepiękny zjazd w kierunki Mogan z licznymi zakrętami. Muszę przyznać, że jazda rowerem drogami Gran Canarii jest bardzo bezpieczna. Jest to przede wszystkim zasługa dobrego asfaltu i uważnych kierowców, którzy przed zakrętem mają dużo cierpliwości i jadą wolno za rowerzystą do czasu, gdy upewnią się, że jest bezpiecznie.











Zjeżdżamy do rozjazdu, w lewo do Mogan a w prawo do La Aldea. Mówię Jankowi, że czeka nas jeszcze tylko jeden podjazd i to byłoby na dziś tyle. Jednak gdy wjeżdżamy na górę i zaczynamy zjeżdżać, coś się nie zgadza... Okazuje się, że zanim dotrzemy do celu, czeka nas jeszcze jeden całkiem długi podjazd. Ups, taka mała pomyłeczka. Na szczęście humory dopisują i długi podjazd nie jest problemem. Tym bardziej, że po kilku kilometrach trafiamy na stragan z miejscowymi smakołykami i fundujemy sobie pyszne lokalne ciastka, a ja kupuję likier na kozim mleku. Gdy dojeżdżamy wreszcie do przełęczy, słonko zaczyna juz zachodzić, mimo, że jest przed 18:00.



W grudniu dzień na Gran Canarii jest dłuższy niż w Polsce, niestety trwa tylko ok 10 godzin. Gdy docieramy na przełęcz robi się chłodno, co jeszcze bardziej odczuwamy przy długim zjeździe do miasteczka. La Aldea de San Nicolas położone jest w szerokiej dolinie otoczonej malowniczymi łańcuchami gór, które wyrastają niemalże z samego oceanu. Z daleka na obrzeżach widać liczne, przykryte folią plantacje.





Zaczynamy szukać miejsca na nocleg. Nie mamy żadnych informacji o kempingach w tej okolicy, więc szukamy miejsca, by rozbić się na dziko. Pytamy jednego Pana czy możemy się rozbić u niego na podwórku, ale tłumaczy się psami. Potem właściciela przydrożnej knajpki, ale nie zgadza się. W końcu przypadkiem trafiamy na nikłą tabliczkę z napisem 'Kemping'! To jakis cud! Okazuje się, że jesteśmy jedynymi gośćmi, a właściciel jest wręcz zaskoczony naszą obecnością. Za symboliczną kwotę rozbijamy namiot na dziwnie opustoszałym polu i korzystamy z nieco niedorobionej łazienki (brak spłuczki i gorącej wody w prysznicu).