Rovinj to przepiękne miasteczko na zachodnim wybrzeżu półwyspu Istria. Charakterystycznym punktem jest biała, wenecka wieża na szczycie wzgórza-cyplu i upakowane wokół niej
wysokie kamienice z bardzo wąskimi, brukowanymi uliczkami, które kryją wiele klimatycznych knajpek i ciekawych zaułków. W niektórych piwnicach przechowywane są chorwackie
nalewki (np. taka pyszna gruszkowa) i sery owcze (np. z truflami - pyyycha!:) W pogodny dzien wspaniale jest usiąść na szczycie cypla, wdychać świeżą morską bryzę i delektować się
widokiem drobno rozsianych wysepek i lazurowej wody rozbijającej się o skały.
Do Rovinj dotarliśmy drugiego dnia naszej wyprawy. Pierwszy dzień skończył się jeszcze w Słowenii, tuż za Mariborem w małym miasteczku - Slovenskiej Bistricy.
Co ciekawe
pozwolono nam wjechać motorem do knajpy, gdzie znaleźliśmy nocleg i spędziliśmy większą resztę wieczoru delektując się smakiem słowenskiego piwa;)
Dalsza droga w kierunku Chorwacji to potężny korek na autostradzie
(a miało byc szybciej tędy) w potężnym upale, przeciskanie się między samochodami, pierwsze nadmorskie widoki, stopniowe zrzucanie ubrań (uff, coraz goręcej!),
miejscowość Koper, jogurciki na pokrzepienie pod supermarketem, moja wpadka z zegarkiem, pierwsze zapierające dech w piersiach serpentynki, jeszcze bardziej zapierające dech widoczki,
gaje oliwne, panierowane kalmarki....i wreszcie Rovinj, pierwsza kapiel w straszliwie zimnym morzu, zakupy w piwniczce, leżakowanie pod czarnym niebem, spuchnięta ręka i wizyta w szpitalu... zastrzyk i już tylko spać;) Dzięki niesfornej pszczole zostalismy w Rovinj o jeden dzień dłużej:)
27 czerwca
28 czerwca
29 czerwca