W dniu dzisiejszym ze zrozumiałych względów robimy sobie przerwę i decydujemy, że wyjazd w 30 km trasę do Kutaisi zostawimy na popołudnie. Na pustych rowerach jedziemy zobaczyć jaskinię Prometeusza, tutejszą atrakcję turystyczną, oczywiście dziś mocno obleganą przez zwiedzających – w końcu jest niedziela. Jaskinia jest piękna, stalaktyty i stalagmity tworzą piękną podziemną scenerię, urozmaiconą kolorowymi światłami. Niektóre formacje skalne swoimi jednoznacznymi kształtami wywołują dużo emocji. W środku jest dość zimno – 14 stopni, co nieco kontrastuje z 30 stopniami na zewnątrz, szczególnie jak się nie pomyślało i nie wzięło bluzy. Po zakończonej wycieczce zatrzymujemy się jeszcze w przydrożnych straganikach na kawę i kupujemy kilka churcheli – są to gruzińskie przysmaki wykonane z nawleczonych na sznurek orzechów (włoskich lub laskowych) oblanych słodką polewą z winogron lub granata. Po obiedzie wracamy do naszych gospodarzy, pakujemy się i żegnamy serdecznie, przy asyście śmiechu robimy pamiątkowe fotki. Szczególnie cieszy nas widok 2-metrowego Bartka stojącego obok niespełna 1,5 m babci – najstarszej mieszkance tego domu. Dalsza droga nie sprawia nam żadnych niespodzianek, jest niezbyt ciekawa, a do tego niezbyt bezpieczna biorąc pod uwagę gruzińską brawurę drogową. W końcu docieramy do miasta. Przedmieścia nie prezentują się zbyt ciekawie, ale im dalej tym miasto robi się ładniejsze. Nasz nocleg znaleźliśmy już wcześniej na stronie booking.com. Okazuje się, że dziewczyna, która wynajmuje pokoje robi to po raz pierwszy, jest nieco zdenerwowana. Mieszkanie, podobnie jak w innych miejscach nie jest przygotowane specjalnie pod gości, to po prostu wynajmowane pokoje, których gospodarze używają lub używali na codzień. Mi trafia się prześliczny pokój dziecięcy z wielką fototapetą we wróżki. Wieczorem jeszcze tylko krótki spacer na miasto.

DZIEŃ DZIEWIĄTY – 19 czerwca 2016
Tskaltubo – Kutaisi

dystans – 32 km